Battlefield 4
Nie myla sie ci, którzy twierdza, ze w Battlefieldzie 4 nie nastapil taki skok, jaki mial miejsce miedzy druga a trzecia czescia. Jak na dloni widac, i od czasu beta-testów kazdy mógl sie o tym przekonac na wlasnej skórze, ze „czwórka” to przede wszystkim rozwiniecie mechanizmów sprzed dwóch lat. Trudno jednak narzekac, kiedy zmiany zaserwowane sa z takim natezeniem, a sam multiplayer jest po brzegi wypelniony trescia.
Pierwsze, co rzuca sie w oczy, to kompletnie przemodelowany system nagradzania zolnierzy. Od tej pory najwieksza korzysc przynosza dzialania druzynowe, w ramach jednego piecioosobowego zespolu. Zamiast lichych dziesieciu procent, jak w Battlefieldzie 3, teraz mozemy liczyc nawet na stuprocentowa premie, gdy akcje wykonujemy z udzialem czlonków teamu. Co wiecej, kazde z takich dzialan przybliza nas do osiagniecia kolejnych progów pakietu bojowego. Grupa wspólpracujacych zolnierzy otrzymuje wiec nie tylko wyraznie wieksza liczbe punktów doswiadczenia niz samotne wilki, ale tez wymownie zyskuje na sile. Nie mniejsza zacheta do wysilku i poswiecen jest spora nagroda za zwyciestwo w klasycznych trybach. I tak: wygrana w Podboju to dodatkowe 1500 punktów na koncie. Kiedy gracz o srednich umiejetnosciach jest w stanie osiagnac próg pieciu tysiecy za sam udzial, widzimy, ze baretka zwyciezcy faktycznie robi róznice i wyraznie daje kopa przy rozwoju profilu. Tutaj takze nie obeszlo sie bez udanych przetasowan.